Będąc pierwszy raz w Barcelonie, szczególnie jeśli mamy do dyspozycji tylko kilka dni, warto zaplanować zwiedzanie najważniejszych atrakcji i zabytków. Poniżej znajdziecie nasz pomysł na Barcelonę w 4 dni. 

Mimo, że ograniczony czas kojarzy się z ograniczonymi możliwościami wypoczynku, nic bardziej mylnego. O ile nie planujecie leżeć tych 4 dni na barcelońskiej plaży, możecie zobaczyć całkiem sporo.W parnej i gorącej Barcelonie byliśmy pierwszego dnia już o 10, teoretycznie mogliśmy wpaść w wir zwiedzania. Ale zdjęlibyśmy cały urok z tej wyprawy, gnając od jednego zabytku do drugiego.

Dzień 1: naszym sprawdzonym sposobem na 1-szy dzień w nowym miejscu jest skupienie się na jednym lub dwóch lokalizacjach, co prowadzi do całkowitego zanurzenia się w kulturę miasta. Poddanie się klimatowi, jedzeniu i językowi. Spacerowanie wąskimi uliczkami, podziwianie barwnych papug, wsłuchiwanie się w rozmowy miejscowych i tubylców, rozkoszowanie zapachem i smakiem podawanych potraw.

Nie mogliśmy więc nie skosztować sławnej hiszpańskiej paelli, do której spróbowania szyldy zachęcały na każdym rogu.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Plac de la Universitat, gdyż w jego pobliżu mieszkaliśmy. Spokojnym tempem minęliśmy Plac de la Catalunya i wędrowaliśmy aż do Plac de la Ciutadella.

W parku spędziliśmy kilka godzin, spacerując oraz pływając łódeczką, a jak porządnie nacieszyliśmy się jego widokiem i świergotem ptaków, poszliśmy dalej w stronę plaży.

Z wpisów na różnych forach można wywnioskować, że plaża jest brudna i nieprzyjemna. Jako osoba, która kocha morze Bałtyckie całym sercem, przeżyłam duży szok. Morze Śródziemne jest tak słone, że sól zostaje w zębach, a woda duża czystsza od naszego rodzimego Bałtyku. Piasek jest również czystszy, niż ten który występuje na naszych plażach. Choć pierwszą miłością na zawsze pozostanie dla mnie Bałtyk, został zdradzony na rzecz barcelońskiego morza śródziemnego. Drugą, istotną kwestią, która różni barcelońskie plaże od polskich, jest powszechny dostęp do pryszniców, bezpłatnych toalet oraz natrysków. Życzyłabym sobie, żeby u nas wprowadzono takie udogodnienia na szeroką skalę.

Dzień pierwszy zakończyliśmy kolacją złożoną ze specjałów z barcelońskiego sklepu osiedlowego ( w tym ciasteczka brownie pakowane jak u nas pierniczki). Nie wiem, czy to wpływ barcelońskiego słońca, ale mam wrażenie, że owoce egzotyczne w Barcelonie smakują dużo lepiej niż kiedy dotrą do naszych supermarketów.

Dzień 2: spędziliśmy na rozrywkach (niektórzy powiedzą, ze dla dzieci) w Tibidabo. Nadmienić trzeba, że można wejść na wzgórze w całkowicie pieszy sposób, co uczyniliśmy będąc zupełnie sobą. Zmęczyliśmy się i ubrudziliśmy niesamowicie, bo pomimo, że droga wije się w podobny sposób do wejścia na Morskie Oko, spróbujcie tam wejść w ponad 30 stopniowym upale, bez butelki wody (Mąż: Nie próbujcie, serio woda na propsie). Ale mimo to zabawa gwarantowana i hej przygoda, przygoda. Po drodze odpoczywaliśmy na pieńkach, dodając sobie otuchy, że już niedaleko.

Na wejściu powitała nas ogromna figurka Jezusa (czyt. Hesusa) i kolorowy napis Tibidabo.

Ale my pobiegliśmy jednak prosto w kawiarni, by się odświeżyć i zaspokoić pragnienie.

Potem byliśmy gotowi na szaleństwa.

Dobra, przyznajemy, miejsce jest totalnie dla dzieci (Maż: Nieprawda;)). Tak też myśleliśmy, a jednak nie przeszkodziło nam spędzić tam pół dnia na różnych karuzelach, pałaszując churrosy i watę cukrową.

Z powrotem udaliśmy się już drogą kolejki, która notabene jest w cenie biletu zakupionego na wszelkie atrakcje Tibidabo.

Dzień 3: minął nam na oglądaniu najważniejszych zabytków, które opisują wszystkie przewodniki, i bez których zobaczenia, nie warto opuszczać Barcelony.

Casa Batlló

                                                                   Parc Güell

Dzień zakończyliśmy znów przy morzu, skosztowaliśmy barcelońskiego tomate soup, który przypominał raczej rosół pomidorowy, ale który dał siłę na dalsze zwiedzanie. Gdy spacerowaliśmy po barcelońskim porcie zaintrygował nas widok kolejek sunących w górę przez tereny morza i postanowiliśmy że odwidzimy wzgórze następnego dnia.

Dzień 4: Wzgórze Monjuic. Na wzgórze można udać się bezpośrednio z portu, podróżując we wcześniej wspomnianych wagonikach lub drogą lądową (pociągiem i autobusem). Z samego wzgórza roztaczają się malownicze widoki i choć wiatr targa włosami, przeżycia są niesamowite.

Na wzgórzu poruszaliśmy się piechotą od zamku w górę i z powrotem. Upał dawał się we znaki, więc przysiedliśmy na chwilę w małym barze, by rozkoszować się widokami oraz barcelońską sangrią.  Gdy teraz wspominam podróż do Barcelony, pierwszą myślą jaka przychodzi mi do głowy, jest własnie poniższy widok.

Em i Pan Mąż


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *