Tak wita mnie
Patrzy na mnie jakby wiedział że
Wracam po to by
Choć na kilka chwil
Zamknąć oczy (…)
Myslovitz Kraków
Pozwalając sobie na odwiedziny w tym roku w stolicy europejskiej kultury, jak nazywany jest Kraków, gdzieś z tyłu głowy kołatała mi myśl, że wracam do Krakowa po coś jeszcze. A kiedy dotarłam na krakowski rynek, już wiedziałam: sentyment i uczucie, które zakiełkowało we mnie w dzieciństwie. Dziwny rodzaj szacunku i miłości do miasta.
Jest niewiele miejsc, które zwykły człowiek może nazwać domem, lecz Kraków z pewnością mógłby dla mnie nim zostać. A na pytanie co w tym mieście tak urzeka, nie ma jednej odpowiedzi.
To czego z pewnością nie mogłam pamiętać, to wielka, jakby przewrócona głowa na głównym rynku w Krakowie. Wkomponowała się w krajobraz miasta tak silnie, że pomyślałam, że ona tu z pewnością wcześniej była, tylko moja ludzka pamięć mnie zawodzi. Głowa jednak nie jest tak starym nabytkiem jakby się wydawało. Nazywa się Eros Bendato i znajduje się w Krakowie dopiero od 2005 roku.
Twórcą Eros Bendato był, zmarły w 2014 roku, polski rzeźbiarz Igor Mitoraj. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ale chęć rozwoju artysty, zagnała go poza granice kraju. Związał się szczególnie z Francją oraz Włochami. W toskańskim mieście Pietrasanta, gdzie znajdował się dom artysty, tworzył niegdyś między innymi sam Michał Anioł.
Eros Bendato, podobnie jak inne prace Igora Mitoraja, odwołuje się do mitologii starożytnej . Przeciwstawia klasyczne pojęcie piękna i proporcji, poprzez nadanie rzeźbie współczesnego charakteru. Erosa spętanego można interpretować wielowymiarowo. Przewrócona głowa boga miłości i pożądania być może stanowi metaforę upadłej miłości, oznakę naszych czasów. Puste oczodoły natomiast odzwierciedlają pustkę, jaka po miłości pozostaje. Być może na chwile przed upadkiem opadła bogowi maska i okazało się, że pustka zionęła tam od dawna. Żeby spojrzeć mu w oczy, musimy przystanąć, przekręcić głowę i .. czy nie dostrzegamy w tym momencie, ze jesteśmy jak on? Czy autor projektu, nie rzucił nam aby wyzwania?
Na prawo od obciętej głowy, będącej obiektem moich zbytnich rozważań, dostrzec można pomnik Adama Mickiewicza. To popularne miejsce spotkań oraz punkt orientacyjny w Krakowie. Stoi on na cokole, w centrum głównego rynku, na przeciwko kościoła Mariackiego. Cokół otaczają 4 postacie reprezentujące Ojczyznę, męstwo, poezję i naukę.
Przyznam szczerze, że budowle kościołów nigdy mnie nie ciekawiły. Ponieważ Paweł ma podobne odczucia, świątynie nie znajdują się na naszej liście “must see”. Nie wchodzimy do nich zazwyczaj i nie podziwiamy bogato zdobionego wnętrza, które naszym skromnym zdaniem, zawsze zawiera zbyt wiele przepychu. Niemniej jednak, kościół mariacki stanowi symbol Krakowa, a zatrzymanie się na chwilę by posłuchać hejnału mariackiego stanowi niezbędny punkt do odhaczenia w zwiedzaniu Krakowa. Innym argumentem na wpatrywanie się w strzelistą budowlę i jej podziwianie jest nasz sentyment do gotyckiego stylu architektury. Oboje uwielbiamy czasy walecznych rycerzy, szczególnie Paweł, któremu świecą się z radości oczy na widok malowniczych zamków.
Po szybkim rekonesansie Głównego Rynku w Krakowie, warto zagłębić się w miasto nieco bardziej. My podszyliśmy się pod brytyjską parę, nie władającą językiem polskim i wraz grupą innych obcokrajowców pod opieką przewodnika udaliśmy się w kierunku Wawelu.
Już przy samym wejściu, przywitał nas pomnik Tadeusza Kościuszki, bohatera narodowego nie tylko Polski, ale także Stanów Zjednoczonych. Za oceanem znany jest on głównie z wkładu jaki wniósł do fortyfikacji obozów amerykańskich, co między innymi przyniosło amerykanom zwycięstwo pod Saratogą. W 1783 roku został generałem armii amerykańskiej. Co ciekawe, pieniądze, które otrzymał za swoje zasługi, przeznaczał na pomoc afrykańskim niewolnikom. Opowieść przewodnika, pełna chwalebnych czynów Kościuszki, poruszyła nie tylko nas. Okazało się, że wiedzieliśmy dużo mniej o naszym bohaterze narodowym niż obcokrajowcy. Pośród osób, które słuchały z zapartym tchem, wdających się w żywe dyskusję z przewodnikiem była grupka Amerykanów.
Katedra na Wawelu to miejsce o wysokiej randze dla chrześcijan. Tym razem, w odstępstwie od naszych zwyczajów nie wchodzenia do kościołów, zdecydowaliśmy się obejrzeć Katedrę od środka. Tym bardziej, że wstęp jest darmowy, zabronione jest jednak robienie zdjęć. Dla nas może i nie ma to miejsce wymiaru sakralnego, natomiast wyczuwalny jest wszechobecny duch historii. Całą drogę zwiedzania przeliśmy w niesamowitej ciszy.
Zamek Królewski na Wawelu podziwialiśmy od zewnątrz. Pogoda sprzyjała spacerom, a dziedziniec wypełniony był różnokolorowymi kwiatami, na których posilały się osy.
Nie mogło oczywiście zabraknąć i najpopularniejszej atrakcji Krakowa, jaką jest smok Wawelski. Mam wrażenie, że ziejący ogniem smok na Wawelu zawsze wydaje się mniejszy, gdy już go zobaczymy na żywo.
Żeby na nią wejść trzeba zapłacić kilka złotych. Po drodze możemy przyjrzeć się kilku wystawom.
Na dole możemy jeszcze zwiedzić muzeum Kościuszki i muzeum figur woskowych. Są w cenie biletu, więc skorzystaliśmy.
0 Komentarzy