Irlandzki dramaturg i prozaik, George Bernard Shaw, napisał kiedyś, że jeżeli szukasz raju na ziemi, to musisz przyjechać do Dubrownika. W czasach pandemii, nie mogłabym znaleźć lepszych, słów by opisać to miasto. Po całkowitym spontanie, czyli kupieniu biletów z mniej niż tygodniowym wyprzedzeniem i po nerwowym locie, oto ukazał mi się Eden.

Etymologia nazwy nie jest do końca ustalona. Jedne źródła podają, że Dubrownik pochodzi od celtyckiego dubron i oznacza wodę, inne wskazują na powiązanie ze starosłowiańskim dǫbъ, czyli dąb. Pod zwierzchnością Wenecji, Turcji i Węgier, Dubrownik nazywany był Ragusą, co jeszcze bardziej utrudnia sprawę, ponieważ wskazuje na pochodzenie zarówno włoskie, jak i greckie, a podobnie zapisywanych słów jest kilka: mamy więc skały, wąskie przejścia, zbieranie winogron, a nawet nawiązanie do sycylijskiej Ragusy.

Mnie najbardziej zachwycił stary port, skąd odpływały statki i promy wycieczkowe. O tak, wystarczy przysiąść na brzegu ulicy i wpatrywać się to w mury Dubrownika, to w wodę, to w góry i marzyć- to moja definicja Raju. Poczuć się w jednej chwili, jak w małym, rybackim miasteczku, gdzieś w średniowieczu. 

Stare miasto wpisane na listę UNESCO, wydaje się być jakby przeniesione ze średniowiecza. Stopy niosły mnie przez bramę Pile, zatrzymywały się z zachwytem przy fontannie Onofrio. Ulica Stradun, zupełnie pusta w czasach covida, zapełniały się ludźmi jedynie wieczorem. W centralnej części starego miasta znajduje się kolumna Rolanda, rycerza który według legendy obronił niegdyś miasto przed piratami, a jego miecz zwrócony był  w kierunku Turcji. 

Kosztując bałkańskich rarytasów zanurzaliśmy się w Dubrownik coraz bardziej. Przepyszna lemoniada chłodziła nas w barze na szczycie?, oswojone koty witały na każdym kroku, a widok z obronnych murów wywołał wielkie wow

Dzięki pandemii, mieliśmy okazję przemierzyć je w wersji VIP, bo prawie nikogo oprócz nas nie było! Czułam się wolna, niemal jak Daenerys, czekając na swojego Dracarysa.

Tyko we dwójkę wjeżdżaliśmy też na wzgórze Srd, skąd rozciąga się zapierająca dech w piersiach panorama na Stari Grad i wyspę Lokrum. Tak jak wiele miejsc na terenie byłej Jugosławii, i to ma za sobą kawałek dramatycznej historii. Podczas najbardziej zaciętych walk w 1991 r. Fort Imperial (w którym mieści się muzeum na wzgórzu) został w dużej części zniszczony i spalony. 

Przeklęta przez benedyktynów wyspa Lokrum sprowadzi nieszczęście na każdego, kto zapragnie posiąść ją na własność. My, jako goście, czuliśmy się na niej bezpiecznie. Skąpane w słońcu dróżki, osłonięte jedynie przez drzewa wawrzynowe, sosnowe, cyprysowe i piniowe zespoliły nas z dziką naturą i pozwoliły poczuć się jeszcze bardziej idyllicznie. 

Nasz zdecydowany number one to rejs na wyspy Elfiackie. W grupie kilku osób małą łódką wyruszamy w rejs po 3 wysepkach, gdzie oddajemy się słodkiemu nic nie robieniu. Nasz kapitan polewa nam słodkie napoje, także wyskokowe, przechyla z nami rakiję, a wiatr znad Adriatyku ochładza spalone słońcem ramiona. 

Dubrownik przyciąga nie tylko miłośników historii i plażowania, ale jest również mekką dla fanów serialu Gry o Tron. Stare miasto to bowiem Królewska przystań, a na wyspie Lokrum mieściło się Wolne Miasto Quarth. Nie zapominajmy też o schodach jezuitów, które na zawsze zostaną już schodami z Walk of Shame Cersei!

Fort Lovrijenac to kolejna lokacja z serialu, o czym przypominają nam przewodnicy na każdym kroku. Nie mogliśmy oprzeć jej magii i my – udaliśmy się grzecznie krętymi schodami do Czerwonej Twierdzy.

Zbudowano ją w zaledwie trzy miesiące, na wieść o planowanym ataku Republiki Weeckiej. Jak silna była idea wolności obrazuje wyryta na jej murach sentencja, która zapada głęboko w pamięć.

Non bene pro toto libertas ventlitur auro- wolność nie jest na sprzedaż (nawet) za wszystkie złoto świata.


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *